Niezależność, wolność, bycie panem własnego czasu – z tym kojarzy się nam najczęściej praca freelancera. Każdy kij ma jednak dwa końce, więc nie tylko o blaski, ale też i cienie takiej ścieżki kariery zawodowej zapytaliśmy Grzegorza Starzaka, młodego przedsiębiorcę.
Od jak dawna pracujesz na własną rękę?
Od ponad dwóch lat, choć zanim założyłem swój biznes, miałem już pierwszych klientów. Mając 16 lat zacząłem stawiać pierwsze kroki w świecie digital marketingu, a zaczęło się od pisania contentu na zlecenie. Wtedy jeszcze chodziłem do szkoły, więc nie traktowałem tego zbyt poważnie.
Co skłoniło Cię do założenia firmy?
Przede wszystkim to, że chcąc mieć klientów, musiałem zagwarantować im legalny i komfortowy sposób rozliczania. Wiedziałem, że jest dużo pracy w branży e-marketingu i co najważniejsze, chciałem to robić. Co więcej, moi znajomi, którzy prowadzą własne biznesy, przekonywali mnie, że założenie jednoosobowej działalności gospodarczej to nie wejście na Everest. Byli wokół mnie też ludzie, którzy sugerowali staranne przygotowanie wszystkich procesów. Wybrałem bardziej spontaniczną opcję i chyba wyszło całkiem nieźle.
Czym dokładnie zajmujesz się na co dzień?
Nie ograniczam działań tylko do jednego obszaru, choć mogę wyróżnić takie, na które obecnie przeznaczam najwięcej czasu. Jest to pozycjonowanie, prowadzenie komunikacji marek w mediach społecznościowych i prowadzenie kampanii reklamowych w systemie Facebook Ads i Google Ads. Coraz częściej zgłaszają się do mnie też właściciele sklepów stacjonarnych, którzy chcą przenieść swój biznes do online. Mimo sporego zaplecza, po stworzeniu sklepu internetowego wiele osób boryka się z problemami, które wynikają z niezrozumienia przeróżnych aspektów funkcjonowania w środowisku e-commerce. Wtedy rozszerzam usługę o szerokie wsparcie marketingowe. Z kolei te duże firmy, o ugruntowanej pozycji na rynku, nie mają swojego marketera “na etacie”, dlatego potrzebują wsparcia z zewnątrz. Z jednej strony – może to być po prostu bardziej opłacalne. A z drugiej – mam wrażenie, że znalezienie solidnego specjalisty i proaktywnego marketera, który zechce na stałe związać się z jedną firmą jest coraz trudniejsze. Nawiązanie współpracy z klientem wygląda tak, że na początku wykonuję dla niego konkretną usługę, a potem nasza współpraca się rozwija o różne dodatkowe aspekty.
Także pracy jest sporo w różnych obszarach i mnie to odpowiada, bo nie lubię się szufladkować, a w tym przypadku nawet nie umiem.

WARTO PRZECZYTAĆ: Co zrobić, aby e-mail marketing był skuteczny?
Jak rozpoczynasz współpracę z nowym klientem?
Skupiam się przede wszystkim na firmie klienta. Przed pierwszym spotkaniem proszę o przesłanie wszystkich profili w mediach społecznościowych, stron internetowych aby móc zrobić rozeznanie i przygotować swoją ofertę. Na pierwszym spotkaniu proponuję klientowi konkretne rozwiązania, np. zbudowanie widoczności strony na frazy XYZ ze względu na potencjał, którego konkurencja nie posiada, zamiast powiedzieć coś w stylu ”zajmę się SEO”, co nie przekonuje klienta do moich umiejętności. Oczywiście, jeśli klient tego wymaga, to udostępniam mu projekty, które już zrealizowałem, jednak zdarza się to rzadko, zwłaszcza jeśli klient pochodzi z rekomendacji.
Jakie kanały social media wykorzystujesz do autopromocji?
W ogóle się nie reklamuję. W moim przypadku działają rekomendacje, tudzież poczta pantoflowa. Jeszcze kilka lat temu, w grupie copywriterów, działał marketing szeptany. Ktoś kto był moim klientem polecał mnie swoim znajomym, lub ktoś kto wiedział czym się zajmuję, również polecał innym moje usługi. Od 3 lat nie wydałem ani złotówki na swoją reklamę. Mój pierwszy klient, z którym jestem do teraz, był klientem z rekomendacji. On polecił mnie swojemu znajomemu, a tamten kolejnemu.
Masz jakieś rady dla osób, które dopiero chcą wejść na rynek?
Jeżeli mówimy o osobie, która dysponuje naprawdę znikomym doświadczeniem, sugerowałbym skupić się na wykorzystywaniu szans. Choć nie sądzę, by była to jedyna słuszna opcja, to proponowałbym stawiać na taką realizację usługi, która przekroczy oczekiwania klienta. I nie mam tu na myśli motywacyjnego przesłania w klimacie „dawaj z siebie 200%”, tylko czytelne nakreślenie proaktywności. Gdybym miał wyróżnić propozycje konkretnych działań, postawiłbym na takie rozwiązania w zakresie budowania własnej marki, które są niskokosztowe i sprawdzają się od lat. Świetnie procentuje aktywność na Facebookowych grupach – i w ogóle aktywność w jakimś obszarze branży. Do tego prowadzenie bloga i Facebook Ads. Natomiast każde z tych działań powinno być poprzedzone edukacją, bo digital i tak już kipi od bezmyślnie powielanych mitów.
Czy do tego żeby zajmować się marketingiem internetowym potrzebne są studia kierunkowe?
Podchodzę do tego z pewnym dystansem. W mojej opinii marketing internetowy jest branżą, która zbyt szybko się rozwija, żeby systemowe nauczanie mogło za tym nadążyć i uczyć rzeczy, które są aktualne. Oczywiście studia to też mnóstwo uniwersalnych, bardzo wartościowych fundamentów marketingu. Na szczęście nie trzeba zapisywać się na studia, żeby móc czytać książki. W mojej ocenie zdecydowanie bardziej praktycznym rozwiązaniem jest korzystanie z kursów i szkoleń oferowanych przez dobrych specjalistów. Nie ma zniżek na studenckie piwko, ale jest dostawa wiedzy od ludzi, którzy nią zarabiają. Nie brakuje też miejsc, w których można spróbować samego działania – i nie mam na myśli stricte praktyk, ale choćby pracę w obszarze NGO.
POLECAMY RÓWNIEŻ: Live sprzedażowy – jak go przeprowadzić [tips & tricks]
Czy jednej osobie łatwo jest o zdobycie zaufania klienta?
Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że działanie w pojedynkę jest wręcz odbierane pozytywnie przez klientów. Mam wrażenie, że naprawdę sporo klientów docenia bezpośredni kontakt z właścicielem, który „własnoręcznie” prowadzi działania, a nie tylko o nich opowiada. Tu nie ma przestrzeni na przerzucanie odpowiedzialności na innych. Nie sądzę, by było to bardziej wymagające niż w przypadku agencji z załogą accountów.
Natomiast jest jeszcze druga strona medalu. Ogromne wątpliwości mogą budzić osoby funkcjonujące jako „człowiek-orkiestra”. Mam na myśli typowych „CEO w jednoosobowej działalności”, którzy spełniają rolę właściciela, marketingowca, grafika, filmowca – i generalnie każdą rolę, którą można spieniężyć.
Jakie są zalety pracy freelancera?
Myślę, że w byciu freelancerem kluczowa jest niezależność. Niekiedy bardzo dobrzy specjaliści, którzy podejmują współpracę z daną agencją, trafiają na przełożonego, z którym nie do końca się dogadują. W takim wypadku ludzie często się blokują, a ich dalszy rozwój może być utrudniony. Gdy pracujesz na własną rękę – nie ma takiego ryzyka. Oprócz tego, jako freelancer bardzo cenię sobie swoją elastyczność czasową. Jestem zobowiązany jedynie do terminu, który ustalę wspólnie z klientem. To czy wezmę urlop w środę, a odrobię ten dzień sobotę, zależy już tylko ode mnie. Nikt nie może wymagać ode mnie bezsensownego marnowania czasu, bo moje rozliczenia nie bazują na takim modelu. Dużą zaletą jest również to, że mogę pracować z dowolnego miejsca na świecie.

A co z wadami?
Mój branżowy guru, czyli Franciszek Georgiew, opowiadał kiedyś o nieustannej presji, którą czują przedsiębiorcy. To nie wyróżnik freelancu, bo schemat może funkcjonować niezależnie od tego czy pracuje z Tobą 5 czy 50 osób. Chodzi o myśli, które wpadają do głowy i w trakcie pracy, i w trakcie prowadzenia samochodu, wyjścia na randkę i w każdej innej sytuacji. Działając samodzielnie być może jest to o tyle cięższe, że trudno znaleźć komfortową przestrzeń do wymiany tych myśli.
Kwestia determinacji lub motywacji odgrywa nieziemsko istotną rolę. Jeśli firma utrzymuje się na takim pułapie przychodów, który pozwala na komfortowe życie, brakuje takich prostych zapalników do tego, by działać mocniej – a później pojawia się frustracja.
Jakie są różnice pomiędzy pracą “na freelansie”, a pracą w agencji?
To bardzo szeroki temat. Jedna i druga forma ma swoje plusy i minusy. Dlatego staram się miksować te korzyści. Mimo że charakter mojej działalności przypomina freelance, to de facto już od dawna nie wpisuje się w definicyjną ramę. Krótkoterminowe, projektowe współprace na ten moment traktuję jako dodatek do trzonu, który stanowią stałe współprace. Niedawno podpisałem pierwszą umowę o pracę, a zatrudnienie pracownika to przecież domena agencji.
Freelance umożliwia mi znacznie bardziej osobiste podejście do współpracy i robienie tego, co po prostu lubię – z ludźmi, z którymi chcę działać. Z kolei agencyjny model to takie możliwości skalowania przychodu, z którymi bardziej mi po drodze.
Póki co ciągle testuję i sądzę, że model może wykrystalizować się nawet jeszcze w tym roku.
Jak długo trwa współpraca pomiędzy Tobą, a klientem?
To jeden z najbardziej satysfakcjonujących aspektów. Mimo że działam stosunkowo niedługo – to cieszy mnie fakt, że zdecydowana większość moich współprac po prostu nadal trwa. Co więcej – wiele z nich przełożyło się na rekomendacje.
Myślę, że mam szczęście do klientów, ale wiem, że dużą wartość stanowi transparentność i autentyczność w budowaniu relacji oraz skupienie na biznesowych rezultatach firm, które obsługuję.
Czy podejmujesz współpracę z agencjami lub innymi freelancerami?
Jasne, działa to w dwie strony. Zdarza się, że działam jako podwykonawca w projekcie realizowanym przez inną agencję. Sam stale współpracuję z dwoma grafikami i mam dostęp do freelancerów, którzy wspierają mnie najczęściej wtedy, kiedy podejmuję się specyficznego lub mocno ograniczonego czasowo projektu.
Jak zostać specjalistą od marketingu cyfrowego?
Przede wszystkim należy wyselekcjonować źródła wiedzy, które są dostępne w Internecie. Ze swojego doświadczenia wiem, że gdybym sam na początku swojej drogi trafił na nierzetelne materiały, straciłbym mnóstwo czasu. Warto też podejmować każde wyzwanie, które może przełożyć się na zdobycie doświadczenia – na pewnym etapie to znacznie bardziej wartościowe niż finansowe korzyści.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kiedy strona internetowa to za mało, czyli kto powinien postawić na aplikacje mobilne