Aplikacja Clubhouse pojawiła się pod koniec ubiegłego roku i w ekspresowym tempie zdobyła popularność. Na jakim etapie jest teraz i czy jej popularność to stały trend, czy chwilowa moda? Zapytaliśmy medioznawcę dr. Krzysztofa Kuźmicza z Akademii Leona Koźmińskiego o fenomen tej platformy – co sprawiło, że niezbyt innowacyjne rozwiązanie wzbudziło tak wielkie zainteresowanie wśród odbiorców.
Czym aplikacja Clubhouse wyróżniła się na tle innych mediów społecznościowych?
Na początku warto podkreślić, że w ślad za koncepcją aplikacji Clubhouse już w tym momencie podążają inne media społecznościowe. Na pierwszy rzut oka, a w zasadzie ucha, Clubhouse wyróżnia część medialna – to że aplikacja postawiła na komunikację dźwiękową w formie rozmowy na żywo. Wprowadziła też rozwiązanie, które nie jest nowością – formę elitarności reglamentując dostęp do swojej społeczności. Aby stać się jej użytkownikiem, trzeba dostać zaproszenie od kogoś znajomego. Dopiero wtedy możemy komunikować się z innymi użytkownikami w specjalnych, przeznaczonych do tego pokojach – choć część z nich jest otwarta dla każdego. Ciekawą funkcjonalnością Clubhouse jest to, że możemy przysłuchiwać się dyskusjom i nie zawsze musimy brać w nich udział. Patrząc na to z perspektywy historii rozwoju mediów, to także nic nowego. W swej istocie ta forma przekazu informacji znana jest nam z radia – najbardziej rozpowszechnionego medium dźwiękowego. Ono również pozwala na to, aby przysłuchiwać się rozmowom redaktorów z zaproszonymi gośćmi, co sprawia że stajemy się biernymi uczestnikami toczącej się rozmowy. Tutaj jest bardzo podobnie. Co prawda w radio nie możemy wziąć udziału w dyskusji, chyba że jest to interaktywny program, a w Clubhouse ta opcja jest w standardzie. Czymś, co bezwątpienia zadziałało na korzyść platformy w pierwszym etapie jej wzrostu, było pojawienie się tam znanych osób. Możliwość bezpośredniej rozmowy z celebrytami, przedstawicielami konkretnych branż – ludźmi biznesu -, to działa jak magnes.
Ponadto Clubhouse pojawił się w sytuacji, gdy świat ogarnęła globalna pandemia. Relacje międzyludzkie ucierpiały, brakuje nam kontaktu z drugim człowiekiem. Clubhouse również odpowiada na tę potrzebę.
Jak sam Pan wspomniał, Clubhouse niestety nie jest dostępny dla wszystkich. Czy to nie jest pewnego rodzaju wykluczenie użytkowników, których nie stać na sprzęt Apple?
W tej chwili, kiedy aplikacja jest udostępniana tylko na systemie iOS, to można tak to postrzegać. Ale najnowsze zapowiedzi, które można przeczytać na stronie twórców aplikacji, zwiastują, że prawdopodobnie w maju, aplikacja będzie dostępna również na Androidzie.
Czy jest to forma wykluczenia? Pod względem technologicznym możemy to tak traktować, ale ja bym raczej nie stawiał tej tezy tak bardzo wyraźnie. Myślę, że jest to przemyślana strategia twórców. Pamiętajmy, że jest to nowa platforma, która musiała w jakiś sposób wyróżnić się na rynku. Przez to że jest nowa, jest również w fazie testowej. Dzięki ograniczonej dostępności, jej stabilność działania może być weryfikowana na mniejszej grupie użytkowników. Pojawienie się zapowiedzi aplikacji dedykowanej na inne niż iOS platformy sprzętowe, także o otwartej architekturze, pozwala przypuszczać, że twórcy odchodzą od koncepcji ograniczonej dostępności technologicznej swojego produktu.
WARTO PRZECZYTAĆ: Clubhouse coraz popularniejszy. Nowa gwiazda w świecie social media czy chwilowa moda?
Myśli Pan, że twórcy zrezygnują z zaproszeń?
Ciężko jest to przewidzieć, ponieważ nie znam strategii. Jednak sądzę, że na tym etapie nie jest to konieczne. Po pierwsze dlatego, że zaproszenia sprawdziły się w tej koncepcji, po drugie pamiętajmy, że każda osoba ma limit zaproszeń kolejnych osób, a w ten sposób budujemy sieć. Każdy w swojej sieci kontaktów ma osoby, które będą chętne – a te dostają możliwość zaproszenia kolejnych. W efekcie mamy możliwość zaproszenia w zasadzie nieograniczonej liczby użytkowników. Nadal możemy komunikować to w psychologicznej regule, która jest często stosowana w marketingu, czyli regule niedostępności, gdzie wejście jest tylko dla wybranych. Nikt się już nie zastanawia, że tych wybranych może być wiele – mogą to być nawet wszyscy.
Czy komunikacja na Clubhouse może nieść za sobą jakieś zagrożenia?
Są takie zagrożenia, z którymi spotykamy się na co dzień, zwłaszcza w czasach pandemii. Mogę tutaj nawiązać do sytuacji dydaktycznych, gdzie prowadzimy zajęcia, a studenci mają wyłączone kamery i ma się wrażenie, że jest to rozmowa radiowa. Te zagrożenia na pewno dotyczą kwestii komunikacji – w przypadku komunikacji wyłącznie dźwiękowej mamy do czynienia tylko z częścią przekazu. Nie jesteśmy w stanie przekazać komunikatów niewerbalnych. Oczywiście możemy odzwierciedlić je drogą dźwiękową, ale naturalnie nie zawierają kompletu wszystkich informacji. Na tym etapie, myślę że poważniejszym zagrożeniem dla Clubhouse jest jednak nie sama dźwiękowość, tylko to że ta aplikacja na ten moment nie poradziła sobie ochroną prywatności jej użytkowników. W wielu przypadkach istnieje możliwość podsłuchiwania rozmów. Clubhouse sam w regulaminie przyznaje się, że gromadzi i rejestruje rozmowy. Jeżeli ktoś archiwizuje nasze rozmowy i posiada nasze dane, to nigdy nie wiemy w jakim kontekście będzie je później wykorzystywał, a wiedząc w jaki sposób działają algorytmy sztucznej inteligencji, to nie jest żaden problem by na podstawie próbek dźwiękowych zrobić nowe wypowiedzi, które będa brzmiały tak wiarygodnie, jak ich autorzy, którzy autorami nie są. Kolejnym zagrożeniem jest problem z identyfikacją. W tej kwestii, Clubhouse miał już takie problemy, gdzie podczas rozmów wypowiadały się postacie, które podszywały sie pod znane osoby, a de facto nimi nie były. Poprzez to może dojść do budowania relacji, w których użytkownicy będą wykorzystywani, manipulowani. Mam na myśli np. budowanie nieuczciwych sieci sprzedażowych, wyłudzenia. Podejrzewam, że wykorzystując magię słowa oraz charyzmę mówców, mogą się pojawić w Clubhouse przedstawiciele sekt i organizacji działających na granicy prawa.
Jednakże takie same zagrożenia mogą wystąpić w każdej innej platformie społecznościowej. W zależności od tego, jak użytkownicy z niej korzystają, jakie treści publikują i na ile krytycznie analizują odbierane informacje.
POLECAMY RÓWNIEŻ: Licencja na organizację TEDxRzeszów – jakie wymagania musiał spełnić Łukasz Bis, żeby ją zdobyć?
Wspomniał Pan, że inne aplikacje poszły w ślad za Clubhouse. Co takiego wprowadziły do swoich funkcjonalności?
Myślę tutaj o tych dużych graczach – np. Twitter, który w pierwszej kolejności planował zakup Clubhouse, a później stworzył swoje narzędzie, które jest łudząco podobne do funkcji aplikacji Clubhouse. Facebook, który jest liderem na rynku social media, też dodaje funkcjonalność audio, ta jest praktycznie odwzorowana 1:1 z tym, co oferuje nam Clubhouse. Inne platformy również, np. Spotify wprowadziło rozwiązania dźwiękowe. We współczesnym świecie bardzo dobrze funkcjonuje strategia naśladowcy – ktoś wymyśla swoje rozwiązanie, a później to samo pojawia się na innych platformach, systemach, itp. Jeśli ten trend utrzyma się, to każda platforma społecznościowa będzie miała funkcjonalność à la Clubhouse jako dodatek lub autonomiczne oprogramowanie.
Tutaj nasuwa się pytanie, czy Clubhouse utrzyma się na rynku, skoro inni już posiadają jego główną funkcję…
To zależy w dużej mierze od tego, jak Clubhouse będzie reagował na zmiany rynkowe. Na ten moment pozyskał znaczące grono użytkowników, jeżeli nie wydarzy się żadna poważna sytuacja kryzysowa, z którą sobie Clubhouse nie poradzi lub jeśli nie zostanie przejęty przez inną, większą platformę, to zachowa swoją suwerenność i będzie rozwijał swój produkt dalej. Na ten moment jest miejsce na rynku dla Clubhouse’a i jest miejsce dla platform, które zaimplementują podobne funkcjonalności do swoich produktów. Na pewno odrzuciłbym tezę, która pojawiła się w mediach zarówno zagranicznych jak i polskich, że Clubhouse jest zagrożeniem dla Facebooka. Facebook zbudował tak potężne zaplecze technologiczne, know-how, jak i rzeszę swoich użytkowników, więc możemy być pewni że Clubhouse w najbliższych latache zniszczy Facebooka. Jednak Clubhouse nie przeszedł niezauważony przez Facebooka. Skoro Facebook wprowadził usługę live audio rooms, to oznacza że odczuł konkurencję i zobaczył potencjał tego rozwiązania.
Dlaczego Facebook ciągle utrzymuje swoją niezachwianą pozycję na rynku? Czy kiedyś się to zmieni?
Wynika to m.in. z tego, że Facebook jest bacznym obserwatorem. Gigant śledzi rynek ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba patrzeć na ręce nawet tym najmniejszym podmiotom – myślę tutaj o startupach, małych organizacjach. Facebook na bieżąco monitoruje rynek, wybiera to, co można kupić, a jeśli nie można to decyduje się na stworzenie podobnego rozwiązania. Zresztą, koncerny tak robią. Microsoft i inne duże firmy również w ten sposób funkcjonują. Myślę, że na rynku mediów społecznościowych w wielu przypadkach mamy do czynienia z pozorną konkurencją. Wszakże mówi się, że młodsze pokolenie przerzuciło się na Instagram, ale przecież ostatecznie Instagram należy do Facebooka. To jest powód dla którego ten koncern nadal będzie dobrze prosperował, oczywiście pod warunkiem, że nie popełni jakiegoś kardynalnego błędu, który zatrzyma jego wzrost. Możemy zaobserwować, jak Facebook zmienił się na przestrzeni lat i do kogo był początkowo adresowany. Dzisiaj grupa odbiorców tej platformy jest zupełnie inaczej targetowana, nie tylko w wymiarze wieku użytkowników, ale także szeregu złożonych czynników psychograficznych i behawioralnych. Facebook doskonale wykorzystuje swoje dotychczasowe doświadczenie, wiedzę i zaplecze finansowe do budowania przewagi konkurencyjnej. Na ten moment niewiele wskazuje, że może się to zmienić, ale historia uczy pokory i nawet najwięksi potrafią upaść niepostrzeżenie.
ZOBACZ TEŻ: Mała rewolucja na Facebooku. Znika “lubię to” i to nie koniec zmian